MAŁA KROPKA / O demokracji zależnej

 

W niedawno opublikowanej książce „Świat Narodów Zagubionych” jej najważniejszy współautor, profesor Bogdan Góralczyk, radzi Polakom: „Nie budujmy naszej tożsamości w opozycji do Niemiec czy Unii Europejskiej, bo to jest droga samobójcza. Tak dyktuje polityczny realizm nawet dziś, mimo że w stosunku do naszego zachodniego sąsiada tkwimy w relacjach tak zwanego kapitalizmu zależnego.”

Otóż, w stosunku do naszego zachodniego sąsiada, tkwimy nie tylko w relacjach tak zwanego kapitalizmu zależnego, lecz pozostajemy w bezpośrednich zależnościach od Niemiec, także w innych sferach, niemniej ważnych niż gospodarka: w zakresie przede wszystkim, adaptując określenie prof. Góralczyka: demokracji zależnej.

Taką demokrację zależną – narzuciła nam pseudo-reforma administracyjna z 1998 roku, sprzeczna z polską racją stanu, za to zgodna z interesem Niemiec. Zlikwidowano państwowe organa rządowe: 49 województw i wszystkie podległe im urzędy rejonowe. Kompetencje nowych, szesnastu wojewodów – znacznie ograniczono. W miejsce rządowej administracji zainstalowano 315 samorządów powiatowych i 16 samorządowych sejmików wojewódzkich – przytłaczających możliwościami finansowymi nowo powołanych, miejscowych wojewodów. Wszystko po to, by ograniczyć unitarny charakter państwa polskiego.

Zamiast debaty publicznej stworzono ideologiczny, zwulgaryzowany, pojęciowy amalgamat, nadający samorządom, społeczeństwu obywatelskiemu i tak zwanym wolnym mediom (adoptowanym szybko w znacznej mierze przez niemiecki kapitał) – nowe funkcje i znaczenia.

Wreszcie – i to dla demokracji zależnej pozostaje kluczowe – stworzono i z powodzeniem wypraktykowano model partii zależnej. Tylko w okresie rządów premiera Jana Olszewskiego i w latach: 2005-2007 i od 2015 do dzisiaj – za przyczyną Prawa i Sprawiedliwości model rządzącej partii zależnej (funkcjonuje też synonimiczne określenie: partia zewnętrzna) – w Polsce odrzucono.

SZYMON GIŻYŃSKI