Słychać różne głosy i dobre rady, by reaktywować, czy też uaktywnić Trójkąt Weimarski, powołany w sierpniu 1991 roku przez Francję, Niemcy i Polskę w niemieckim Weimarze, mieście rozsławionym przez geniusz Johanna Wolfganga Goethego – symbol oświeconej i oświeceniowej Europy.
Trzeba jednakowoż pamiętać, że Trójkąt Weimarski powstał z rozbiórkowej cegły muru berlińskiego, nie po to, by Polskę docenić, wywyższyć i upodmiotowić, lecz przeciwnie: by Polskę zneutralizować, okiełznać i nad nią panować. Choćby uciekając się do najprostszej metody: sprowadzając porozumienie z Weimaru na drogę bezczynnościowej martwicy.
Bo przecież rozbiórkowicze berlińskiego muru, pozornie stojący po jego obu stronach , w istocie byli wspólnikami nowego podziału Europy, stanowiącego korektę Jałty i Poczdamu. Otóż: demoludy – Polska, Węgry, Czechosłowacja…, a nawet wybrane postsowieckie republiki – Litwa, Łotwa, Estonia…, dotychczas w rękach Rosji – przeszły, z rąk do rąk, pod opiekuńczy nadzór zjednoczonych Niemiec.
Pod symbolicznym, czujnym okiem rosyjsko-pruskiego Królewca, nad Europą zawisł nowy porządek. Niemcy dopisano do grona zwycięzców II wojny światowej. A przed Rosją i Niemcami pojawiła się gigantyczna perspektywa wspólnego panowania nad światem, w postaci – na dzisiaj już zaawansowanej – budowy rosyjsko-niemieckiego wału, atlantycko-pacyficznego, od Lizbony – po Władywostok.
Istotą zaś Trójkąta Weimarskiego jest – kosztem interesów Polski – co najmniej wpisanie się i kryptopoparcie, ze strony Niemiec i Francji, dla ich wspólnej z Rosją geopolitycznej strategii.
SZYMON GIŻYŃSKI