Koryfeusze „sztuki współczesnej”; prorocy i rewelatorzy „naszych czasów”. Giorgio de Chrico: ”Formuła sztuki nowoczesnej stała się bardzo prosta – prowokacja plus reklama”. Max Ernst: „Obraz można malować wszystkim, także farbami”. Andy Warhol: „Myślę, że malarz pokojowy, to najlepszy artysta”. Inne zdanie Warhola: „Uważam, że każdy powinien być, jak każdy”.
Czy w tych, pożal się Boże, „naszych czasach”, przywołane tu cytaty nie brzmią, jak manifest – kryteriów, standardów, celów – polityków pokroju: Donalda Tuska, Janusza Palikota, Agnieszki Kozłowskiej – Rajewicz, Anny Grodzkiej czy Roberta Biedronia?
Nowoczesna, współczesna, postmodernistyczna sztuka i postpolityka. Postmodernistyczni artyści legitymizują, czy kompromitują – choćby nieświadomie – postpolityczne ekscesy? Postpolitycy naśladują, czy profanują – choćby bezwiednie – twórcze męki i niepewności artystów? Chociaż te pytania sugerują, a nawet potwierdzają wspólną przestrzeń – wypełnioną szczelnie, zarówno: lękiem i bezradnością, jak i pychą i uzurpacją – to odpowiadanie na nie, nie jest konieczne, nie ma nawet sensu.
Warto natomiast postawić i odpowiedzieć na inne pytanie: czy jesteśmy skazani na takie właśnie „nasze czasy” i ich produkty? Są przecież inne muzea, inne albumy, inni politycy. Mamy wybór.